Żyjemy w czasach, gdzie różnorodność jest bardzo popularna, a pielęgnacja stanowi bardzo ważną, jak nie najważniejszą rolę w naszym życiu. Na co dzień staramy się dbać o siebie, jak tylko możemy i poświęcać temu najwięcej czasu, abyśmy mogli cieszyć się zdrowym i zadbanym ciałem jak najdłużej.
W spełnieniu tego pomoże nam odpowiedni dobór kosmetyków. Powinniśmy skupiać się przede wszystkim na dobrym składzie produktów, nie tylko na ich opakowaniu. Unikajmy więc zbędnej chemii w naszej pielęgnacji, które zamiast nam pomóc – zaszkodzą. Takie kosmetyki lubią cechować się slsami. SLS w kosmetykach jest czymś coraz częściej spotykanym praktycznie we wszystkim, czego używamy w swojej codziennej rutynie. W większości przypadków nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, jak szkodliwie na nas wpływają. Ale co oznacza SLS w kosmetykach? SLSY, to detergenty dodawane do większości produktów myjących i nie tylko. Występują we wszelkiego rodzaju szamponach, żelach, pastach do zębów, odplamiaczach, czy nawet farbach do włosów. Jak działają? Sprawiają, że nasz produkt przyjemnie się pieni, dając nam wrażenie dokładniejszego mycia, co nie zawsze jest prawdą. Czasami to tylko złudność, którą sprzedawcy tym sposobem próbują w nas wciskać. Dlatego też coraz częściej spotyka się na opakowaniach informację ”bez SLS”, co oznacza, że SLS w kosmetykach, na których to widnieje, nie występuje. Sodium Laureth Sulfate, to pełne rozwinięcie skrótu SLS. Dlaczego więc ten składnik uważany jest za tak szkodliwy? Mowa tutaj o podrażnieniach skóry i błon śluzowych, wysuszaniu, wywoływaniu alergii, a nawet powodowaniu rozwoju atopowego zapalenia skóry. Jednakże owe związki mogą tak działać, gdy stosujemy je w postaci rozpuszczonych w wodzie w wysokim stężeniu, oraz przy długotrwałym kontakcie ze skórą. Warto przypomnieć, iż te związki występują w kosmetykach przeznaczonych do szybkiego spłukiwania. Jeśli nie mają kontaktu z naszą skórą długi czas i po umyciu zostają one spłukanie, jest mniejsze prawdopodobieństwo wystąpienia podrażnień. Poza SLS w kosmetykach możemy znaleźć jeszcze jedną substancję o podobnej nazwie, czyli SLES. Jest to Sodium Laureth Sulfate, czyli sól sodowa siarczanu oksyetylenowanego alkoholu laurylowego. Jest o działaniu podobnym do SLS, ale dla naszej skóry nieco łagodniejsza, a jej działanie trochę słabsze. Po naukowych badaniach zdecydowano, że SLES można stosować w kosmetykach niespłukiwanych nawet do stężenia 50%, a ponadto jego stężenie w produktach spłukiwanych może być dowolna. Wracając do pierwszej omawianej substancji – SLS w kosmetykach może być bezpieczna, tylko gdy jej zawartość w danym produkcie nie przekracza 1%.
Gdy zauważymy różnicę i konsekwencje stosowania tylko jednego składnika w naszej pielęgnacji, warto zainteresować się pozostałymi, czytając ich skład. Gdy już to opanujemy lepszymi mogą okazać się kosmetyki z naturalnym składem, bez zbędnej chemii czy dodatków, które w doskonały sposób będą pielęgnować naszą skórę. Nie warto ryzykować uczuleniem, czy niepożądanymi skutkami, które mogą wystąpić po stosowaniu kosmetyków, które bez zastanowienia i bez czytania składu lądują na naszych pułkach.